Działa on następująco: jeśli umieścimy dziecko (do półtora roku) w wodzie, to odruchowo wstrzyma oddech, a częstość skurczy mięśnia sercowego ulegnie spowolnieniu, pomagając tym samym oszczędzać tlen. Krew zacznie krążyć głównie między najważniejszymi dla przeżycia organami: sercem i mózgiem. Dzięki temu, niemowlę może pozostać pod wodą bez poważnego zagrożenia życia o wiele dłużej, niż dorosły człowiek.
https://www.youtube.com/watch?v=L_9DuGbO03Q
Dzieci przyswajają wiedzę z olbrzymią łatwością, ponieważ każde nowe doświadczenie tworzy u nich w mózgu trwałe połączenia między neuronami. Do momentu, kiedy dziecko skończy 3 latka, ilość tych połączeń będzie wynosić około tryliarda, co dwukrotnie przewyższa ich ilość u dorosłego człowieka. Od 11. roku życia mózg zacznie pozbywać się niepotrzebnych połączeń, a zdolność do nauki ulegnie pogorszeniu.
Nasz sposób pojmowania rzeczywistości znacznie przeszkadza w zrozumieniu zasad mechaniki kwantowej, regulującej zachowanie elementarnych cząsteczek. Intuicyjne zrozumienie owych zasad nie było łatwe nawet dla Einsteina, a co dopiero mówić o średnio statystycznym dorosłym człowieku.
Dzieci nie przywykły do jednego, określonego sposobu pojmowania rzeczywistości, co pozwala im intuicyjnie rozumieć mechanikę kwantową. Do 3. roku życia dzieci nie mają sformowanego poczucia „stałości obiektu”, to znaczy świadomości tego, że obiekt może być tylko w jednym miejscu, w określonym czasie. Eksperymenty (np. gra Peekaboo) pokazują zadziwiającą intuicyjną zdolność dzieci do zakładania obecności obiektu w absolutnie dowolnych miejscach jednocześnie.
Wszystkie dzieci przychodzą na świat z wrodzonym poczuciem rytmu. Udowodniono to w 2009 roku, za pomocą eksperymentu: dzieci w wieku 2 i 3 lat z podłączonymi do głowy czujnikami słuchały rytmu wygrywanego na perkusji. Kiedy naukowcy celowo zaburzyli rytm, mózg dzieci pokazywał „oczekiwanie” na uderzenie wtedy, kiedy powinno ono nasŧąpić, a nie kiedy naprawdę nastąpiło. Uczeni przypuszczają, że poczucie rytmu pomaga dzieciom rozpoznawać intonację w mowie rodziców i tym samym wyłapywać sens, nie rozumiejąc słów. Dzięki niemu dzieci odróżniają także język ojczysty od obcego.
Tak, bycie słodziakiem i wywoływanie tym samym pozytywnych emocji u dorosłych to także niezwykła umiejętność. Uczeni przypuszczają, że gdyby nie to, że są tak urocze, my dorośli uważalibyśmy dzieci za zbyt żałosne, głupie i nudne by móc je kochać (rodzonych matek raczej to nie dotyczy).
W zeszłym roku grupa kanadyjskich i chińskich naukowców opublikowała rezultaty swoich badań, z których wynika, że bardziej rozczulamy się nad niemowlakami, niż nad nieco starszymi dziećmi. „Atrakcyjność” dziecka zaczyna maleć, kiedy ten ma mniej więcej cztery i pół roku.
Na to, że odbieramy dziecko jako „słodziaka” ma wpływ jego fizjonomia: duża główka, okrągła buzia, duże oczy, małe usta i mały nos. Te cechy dostarczają dorosłym więcej emocji, niż zużyte pieluchy, dzięki czemu od zdolności do bycia tak uroczym pośrednio zależy jego zdolność do przeżycia.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą