Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Żale ratownika medycznego. Część ostatnia.

107 496  
1197   207  
Minęło już trochę czasu, od kiedy pojawił się tutaj mój ostatni tekst. Wielu z Was się wręcz dopominało o kolejną część, więc jestem z powrotem. Dziś trochę poza Ratownictwem, a trochę w systemie, trochę o żalu: do ludzi, do pracodawców, do rządzących. Bardziej, by Wam o sobie przypomnieć, niż o wzruszających spotkaniach z pacjentami.

Na wstępie chciałbym się usprawiedliwić. I od tego zacznę, bo historia jest warta opowiadania.

A było to tak...

Siedziałem pod koniec stycznia w domu przed komputerem, przeglądając zaprzyjaźniony fanpejdż o Ratownictwie (a jakże!). Jakub wrzucił na stronę zdjęcie z holenderskiej karetki do przewozu dzieciaków, która pomalowana była w bajkowe motywy i wypełniona pluszakami. Przebłysk. Pluszakami... Mieliśmy kiedyś w karetce pluszaki. Dwa. Jednego oddaliśmy dzieciakowi, a drugi stał się przechodni.

Pierwsza niewinna myśl: "Może ktoś by podrzucił nam na stację kilka pluszaków. Z 40 max. Wystarczy na pół roku".
Wall na fejsie: "Gdyby komuś w domu zbywały pluszaki, chętnie przyjmiemy każdą ilość. Można przynosić na stację w powiecie i powiedzieć 'dla Skibiego'".
Sto lajków w godzinę. W życiu nie miałem takiego fejmu. Nawet, gdy wrzuciłem ze świeżo-upieczoną-małżonką selfie spod kościoła.
Dzień później, do stacji trafiły pierwsze dwie reklamówki zabawek. No! Jest nieźle. Ale mogłoby być więcej...

Tego samego wieczora pojechaliśmy do Dużego Szpitala Wojewódzkiego, gdzie akurat spędzał noc mój towarzysz niedoli na studiach, wielu nieprzespanych nocy (Ja wiem, Zwyrole, co sobie myślicie...), kilkuset morderczych kaców, nie kto inny, jak :Alfred_ok.

- Paweł... bo ja mam taki pomysł. Mam już kilkanaście zabawek, ale akcja jest spoko... Może krzykniemy na Wro, że zbieramy pluszaki, to by się z tysiąc zebrało. To byśmy wszystkie karetki w centrali wyposażyli w pluszaki.

Popierzemy w pralkach i sru - do aut. Niech się dziecka cieszą.
- Noooooo.... spoko.... - powiedział entuzjastycznie Paweł, zaciągając się fajką na podjeździe i szczękając zębami z zimna.

A że wystarczyła mi taka entuzjastyczna reakcja, szybko skleciłem posta na wojewódzkiej tablicy i poszło w świat.
Kilka dni później mieliśmy tego dwadzieścia worków. Moja żona wymyśliła nazwę, logo, hasło akcji.

Po tygodniu włączyły się w to szkoły i przedszkola. Z jednego magazynu zrobiły się dwa, z dwóch cztery. Z dwóch worków cztery, z czterech osiem, szesnaście, trzydzieści dwa... Pierwszy transport do pralni zrobiliśmy na dwa kombi. Drugi transporterem. Kolejny przedłużanym Iveco.

W pewnym momencie przestaliśmy liczyć. Zaczęliśmy szacować. Tysiąc, dwa tysiące, cztery, osiem... niech to się skończy...
Pluszowy Król Skibi i Książę Alfred dokoptowali sobie do grona księżniczkę Ewelinę.
Dziesięć przedszkoli, dwadzieścia... Po miesiącu: sto osiem punktów zbierających maskotki. Kilku poważnych partnerów akcji takich, jak duży bank, duże korpo, spora agencja reklamy, które zupełnie za free dbają o powodzenie akcji.
Trzeba podziękować - FILM! - nagrajmy film! Jedną niedzielę i kilkanaście dni później - film ujrzał światło dzienne.

Dziś hmmm... pluszaki są wszędzie. Dwieście worków w pralni, dwieście wypranych w magazynku, dwieście czekających na pralnię w magazynie 1, dwieście nieposortowanych z braku czasu, czterysta kartonów i jeszcze czterysta czekających na pakowanie.... Razem: około CZTERDZIEŚCI TYSIĘCY pluszowych zabawek. Tylko dziś jeszcze zdarza nam się śnić o pluszakach, a na wiadomość: "Czy przyjmują Państwo jeszcze pluszaki?" dostajemy spazmów przed monitorem.

Od początku czerwca jeżdżą w Zespołach Ratownictwa Medycznego na terenie Opolszczyzny i Dolnego Śląska.
A gdyby ktoś w pobliżu posiadał dużego busa i zechciał się nim podzielić na jeden dzień - nie odmówimy pomocy.
A jeśliby ktoś świadczył usługi medyczne i miał do czynienia z dziećmi - niech śmiało pisze na profilu "Pluszak w Pogotowiu", podeślemy kilka kartonów.

* * * * *

To była Niedziela Palmowa.

Nocka sobotnia przebiegła bez wielkich ekscesów. Patrzę w grafik, kto mnie zmienia - Jaro. Człowiek, z którym tak, jak z :Alfredem przyszło mi mieszkać przed długi czas życia, przeżyć niejeden melanż (mówi się tak jeszcze?), spędzić setki dyżurów w jednej karetce, o którym zresztą kiedyś już wspominałem.
Jaro nie wstaje na pierwszy budzik. Oko otwiera dopiero w okolicy dziesiątego alarmu i zazwyczaj jest to czas na pół godziny przed rozpoczęciem dyżuru. Przebrałem się w jeans, t-shirt, buty taktyczne rzuciłem na półkę, śpiwór zwinąłem w rulon i zatrzasnąłem drzwiczki do szafki. Plecak na plecach - człowiek pracy gotowy do wyjścia.

6:44 - nowe zgłoszenie o kodzie pilności 1: utrata przytomności, brak oddechu. Szkurwa.
- Jaro! Za ile będziesz?
- 5 minut
- Za długo. - kamizelka taktyczna na plecy, brama w górę i jazda na gwizdkach przez pół miasta.

Plecak, defibrylator, ssak, Lucas (urządzenie do autokompresji klatki piersiowej - FANTASTYCZNY wynalazek), butla z tlenem, teczka z dokumentami, radiostacja, telefon służbowy, pieczątka, długopis, telefon, portfel, klucze. Trzecie piętro. Sto kilogramów kobiety leżącej bezwładnie na podłodze w gościnnym, nie dającej oznak życia. Lat 53.

Zapięliśmy Lucasa, wkłucie, intubacja, quick look na monitor - migotanie komór. 200J defibrylacja. Rytm zatokowy miarowy, 80 na minutę, tętno na obwodzie obecne. Ciśnienie 110mmHg. Piona z partnerem.

- Dyspozytorze - daj mi eskę, pacjentka w ROSC (return of spontaneous circulation - powrót spontanicznego krążenia - dop.), wydolna krążeniowo, po zatrzymaniu krążenia prawdopodobnie wskutek zawału serca. Zabezpieczona rurką intubacyjną, oddech zachowany.
- Wysyłam eskę i śmigło! Bez odbioru.

Za 12 minut zajechał zespół z lekarzem, chwilę później wylądował hihikopter. Spakowana na noszach, zaintubowana, zamonitorowana pacjentka gotowa była do przekazania dla zespołu latającego. Zespół S wtarabanił się na górę z pustymi rękami, służąc nam jedynie odrobiną swej siły w znoszeniu klientki na dół. Po wystartowaniu śmigłowca podszedł do mnie ratownik z S, zbija pionę i mówi:
- NO! Kawał dobrej roboty ZROBILIŚMY.

* * * * *

O żalu.

Wychodząc z sali, po egzaminie kończącym studia i obronie pracy, żegnając się z egzaminatorami padło pytanie:
"I jaki ma Pan plan na życie, Panie Skibi?"
- W życiu nie wsiądę do karetki, Panowie Doktorzy.
- I to jest bardzo dobra decyzja.

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że pół roku później wsiąknę w system i system nie zechce mnie wypuścić. Wyżuje, wypluje, wyrzyga i zeżre z powrotem.
Po złożeniu CV na adres mailowy pracodawcy, jeszcze w ten sam dzień odebrałem telefon z kadr.

- Panie Skibi. Czy może Pan jutro przyjść na dyżur?
Jutro nie, bo mam dwa tygodnie wypowiedzenia, ale od 1. marca jestem do dyspozycji.
Po trzech próbnych miesiącach, telefon:
- Panie Skibi. Pan przejdzie na kontrakt.
- Ale ja nie chcę. Mi jest dobrze tak, jak jest.
- Przejdzie pan na kontrakt, albo nie musi pan tu pracować.

Przeszedłem. Założyłem działalność i rzuciłem się w wir pracy. Trzydzieści dyżurów w miesiącu. 360 godzin, miesiąc w miesiąc. Kursy, szkolenia, ćwiczenia, sympozja, książki, notatki, wytyczne. Tysiące wyjazdów, tysiące pacjentów, sto zgonów, setki uratowanych istnień, tysiące nieuzasadnionych wezwań, trzy razy "dziękuję". Ręcznik, kosmetyczka, klapki, zapasowa bielizna, skarpetki, poduszka, koc - pół mandżuru z domu przeniesione na stację pogotowia. Drugi dom. W zasadzie nawet bardziej - pierwszy dom.

Kalkulacja: pierwsze pięć dyżurów na ZUS, jeden dyżur na księgowość, trzy dyżury na podatek, dwa dyżury na doposażenie. Od dwunastego dyżuru w miesiącu - zarabiam na życie. Koledzy wyrabiali 14 służb i odpoczywali w domu.
- Panie Skibi - ubezpieczenie! - siet - kolejne trzy dyżury za free.
- Panie Skibi - kolor munduru nieaktualny, bo teraz przechodzimy na pomarańczowe - 72 godziny pracy za darmo.
Po trzech latach bez urlopu, zwolnienia lekarskiego, tuptam do szefa: Przydałby mi się urlop. z tydzień. Może 10 dni.
- ZWARIOWAŁEŚ?! Nie ma kto dyżurów obstawić.
I tak poszedłem. Stacja się nie zawaliła. Karetki jak jeździły, tak jeżdżą. Cel: Raz w roku tydzień urlopu.

Schodzę z dobowego dyżuru. Rzut okiem na aktualny grafik: Niedziela noc, poniedziałek noc, wtorek noc, środa noc, czwartek noc, piątek noc, sobota dzień, niedziela noc.
- Pani doktor. Zachorowałem. Wyczerpały mi się baterie. Nie mam siły przyjść w tym tygodniu do pracy. Nie i już! Potrzebuję tydzień wolnego.
- A co Pan tak się garbi? Rezonans na cito. Seria zastrzyków w gluteusa (gluteus maximus - mięsień pośladkowy wielki). Rehabilitacja, basen, bo lędźwiowy Panu wysiada. I przez tydzień nie widzę Pana w pracy.
- Dziękuję!

Jest jeszcze trochę wolnego czasu.

- Skibi! Słuchaj, sprawa jest - zadzwonił koleżka ze starych czasów - brakuje nam sędziego na zawody pierwszej pomocy u łebków w liceum. Wpadniesz na trzy godzinki? Wiesz... budżetu nie ma. Flaszkę Ci postawię.
- Spoko! Skończyłem właśnie nockę, zbieram się i zaraz jestem.
Zawody minęły spokojnie. Młodzież przyszła wyuczona. Sędziując jedno zadanie, byłem dumny, że rośnie nam wyszkolone pokolenie potrafiące udzielić pierwszej pomocy.
Tego samego dnia, na stronie lokalnego szmatławca pojawiła się relacja z zawodów. Na nieszczęście - na jednym zdjęciu była moja gęba. "Czy ten Skibi się wszędzie musi wpierdolić?" - brzmiał jeden z komentarzy.
Nie muszę.
- Skibi... taka sprawa. Czytanie dzieciom bajek w przedszkolu i opowiedzenie kilku zdań o pracy w ZRM. Podjedziesz dla idei? Kilka godzin. Lekko, miło i przyjemnie.
- Sorry, ziomek... Nie podjadę. I nigdy więcej społecznie nie pojadę.

Nie daję rady. Jestem psychicznie wycieńczony. Szukam pracy. Choćby zmienić otoczenie. Może jakiś transport, może oddział, może jakaś przychodnia, punkt pobrań.
Odpalam pierwszy z brzegu portal, wpisuję "ratownik medyczny, województwo". Jest!
Szukamy do pracy ratowników medycznych, na kontrakt. Wymagane uprawnienia do kierowania samochodami uprzywilejowanymi (MAM! Zrobiłem kilka lat temu. Kilka stówek nie moje, ale mogę pojeździć na sygnałach). Pasuje.

Oferujemy: możliwość wypracowania dużej liczby godzin, emocjonującą pracę, wypłatę na czas, 14 (CZTERNAŚCIE) złotych brutto. I premia: 10% po wypracowaniu 250 godzin w miesiącu.
Jak gdyby ktoś dał w ryj.

Protest!

Nie można dawać się tak wykorzystywać!

Ja chcę pracy w normalnym trybie godzin, ewentualnie kilka dyżurków dodatkowo z powodu dużej ilości wolnego czasu. Za normalną pensję. No chyba mi się, kurwa, należy... Za tą krew, za zwłoki, za wypadki, za cierpienie, za łzy, za ból, za nocne godziny pracy, za niebezpieczne warunki pracy, za śnieg, mróz, za upał i brak wody (na kontrakcie się nie należy), za każdą jedną noc, której nie spędzam z własną rodziną, za zaoraną psychikę, za widok urwanych głów, rąk, nóg. Za każdy wyjazd jako przychodnia na kółkach i jako taxi ostatecznie.

Film! Nakręćmy film! Będzie markował ogólnopolski protest.

Są chętni. W wolnym czasie, za kawałek pizzy. Użyczają swoich mieszkań skredytowanych na 30-35 lat. Jest ekipa, kręćmy. Trzy dni zdjęć. Dwa tygodnie montażu. Film do sieci:
- za bogate mieszkania
- za mało krwi
- za dużo krwi
- za drogie smartfony
- żony w domu
- piwo po dyżurze
- fajka do kawy
- po co mu słuchawki, skoro on tylko mierzy ciśnienie?!
- JAK WAM NIE PASUJE, ZMIEŃCIE PRACĘ.

Mam dość. Ludzie. Jesteście podli.

Liczę się z tym, że za chwilę wyleje się tu wiadro jadu i tona hejtu, ale mi to wisi... Ideami i pasją ciężko się karmi rodzinę i spłaca kredyt na mieszkanie.
Prawdopodobnie, przez dłuższą chwilę nie pojawi się tu więcej materiału spod mojego pióra.
Fajnie, że chciało Wam się czytać te kilka części i za to dziękuję.
Nie-do-zobaczenia na moim zawodowym szlaku.

A gdyby ktoś chciał wyskoczyć na browara, albo zbić pionę - nie mam czasu, bo jestem na dyżurze.

Skibi
3

Oglądany: 107496x | Komentarzy: 207 | Okejek: 1197 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało