Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jak to jest być zdrowym wśród czubków? - kulisy kontrowersyjnego doświadczenia z 1972 roku

61 489  
277   41  
Przychodzi baba do lekarza i skarży się na zdrowie. Psychiczne. Doktorek cierpliwie wysłuchuje swojej pacjentki, a następnie sprawia, że ta zostaje ubrana w kaftanik bezpieczeństwa i na parę miesięcy zamknięta w białym pomieszczeniu bez klamek. Problem w tym, że baba wcale nie jest chora, a wszystkie dolegliwości zostały przez nią zmyślone...

Dzięki przeprowadzonemu w 1972 eksperymentowi wiemy, że rzetelność diagnoz psychiatrów pozostawia wiele do życzenia, a „czubkiem” może zostać każdy, jeśli tylko potrafi przekonać specjalistę, że rzeczywiście nim jest.


Osiem zdrowych psychicznie osób, w tym pediatra, psychiatra, malarz oraz kura domowa zgłosiło się do szpitala psychiatrycznego skarżąc się na kłopoty ze zdrowiem. Wśród potencjalnych pacjentów znalazło się też czterech psychologów. Jeden z nich – David Rosenhan był osobą, która uknuła cały ten eksperyment. Teraz siedząc w gabinecie lekarza narzekał na słuchowe omamy i halucynacje. Podobnie jak pozostałych siedmiu wytypowanych do doświadczenia uczestników, zaklinał się, że „słyszy głosy”. Badający ich doktorzy mieli dostęp do praktycznie wszystkich informacji na temat swoich pacjentów oprócz ich prawdziwych nazwisk i szczegółów dotyczących ich zawodów.


Zgodnie z wolą Rosenhana każdy z uczestników tego przedsięwzięcia miał jedynie mówić o swoich dolegliwościach, ale absolutnie nie symulować zachowań świadczących o psychicznych ułomnościach. Zarówno w gabinecie lekarza, jak i później – w szpitalu pacjenci zachowywali się normalnie.
„Chorzy” zgłaszali się do różnych placówek w Stanach Zjednoczonych – od nowoczesnych, miejskich szpitali z doskonałą reputacją, przez drogie, prywatne kliniki, aż po położone na prowincji, małe, psychiatryczne poradnie.

https://vader.joemonster.org/upload/rbx/1646905ba0745cf1.mp4

Decyzję o ewentualnym zwolnieniu ich z placówki mieli podjąć tamtejsi specjaliści. A ci już po krótkiej analizie symptomów opisywanych przez pacjentów uznali, że siedmiu z kuracjuszy cierpi na schizofrenię, zaś u jednego zdiagnozowano zespół maniakalno-depresyjny.


Sytuacja zaczęła robić się nieco niepokojąca, gdy fałszywi pacjenci zaczęli twierdzić, że czują się już dobrze, a szpitalny personel nie chciał w to uwierzyć…

Wszyscy badani zmuszani byli do przyjmowania leków neuroleptycznych – hamujących aktywność komórek nerwowych medykamentów podawanych w przypadkach schizofrenii, psychoz czy innych chorób, których objawami są omamy i wszelkiego rodzaju urojenia. Badani udawali, że połykają podawane im tabletki, a następnie ukradkiem spuszczali je w ubikacji. Żaden z członków personelu nie zorientował się, że podstawieni pacjenci pozbywają się leków.
Badani musieli siedzieć w niewoli tak długo, aż podczas rozmowy z lekarzami sami przyznali, że są chorzy psychicznie. Dopiero wówczas specjaliści zaczynali rozważać zwolnienie takiej osoby ze szpitala.

Niektórzy „chorzy” musieli długo czekać na tę chwilę. Szczególnie ci, którzy zbyt często robili notatki z przebiegu doświadczenia. Personel widział w tym zachowanie kompulsywne i uznawał, że osoby te nie są jeszcze w pełni zdrowe.


Zanim więc podstawieni pacjenci opuścili szpitalne mury musiało minąć naprawdę sporo czasu. Najszybciej, bo zaledwie po siedmiu dniach, zwolniony został jeden uczestnik eksperymentu, a najdłużej w „wariatkowie” przesiedział sam Rosenhan - nieszczęśnik, któremu oddano wolność po 52 dniach!

„Powiedziałem moim przyjaciołom i rodzinie, że wyjdę ze szpitala, wtedy, kiedy będę mógł wyjść. To wszystko. Nie będzie mnie przez kilka dni. Nikt nie spodziewał się, że potrwa to prawie dwa miesiące!” - David Rosenhan w wywiadzie dla BBC.

Większość z pacjentów opuszczała szpitale jako „schizofrenicy w remisji”. Tym samym całkiem zdrowi ludzie na całe życie dostali łatkę osób cierpiących na psychiczne zaburzenia. Faza remisji to jedynie okres, w którym nie występują objawy choroby, a więc w dalszym ciągu nie ma przecież mowy o pełnym wyleczeniu.


Kiedy już wszystkie osoby wypuszczono, Rosenhan zgromadził ich relacje z pobytu w psychiatrycznych klinikach. Wszyscy opowiadali o uczuciu przytłaczającej nudy i „odczłowieczenia”, pogwałceniu prywatności, ciągłych przeszukiwaniach osobistych rzeczy, a niekiedy także i werbalnych oraz fizycznych ataków ze strony niektórych członków personelu.

To jednak nie był koniec doświadczenia. Kiedy w 1973 roku badacz opublikował wyniki swojego eksperymentu, wielu psychiatrów nie kryło swojego oburzenia twierdząc, że rewelacje upublicznione przez psychologa są naciągane i że do opisanych przez niego przykładów karygodnego braku rzetelności nigdy by nie doszło w szpitalach, w których oni pracują. Prawdziwy specjalista od razu przecież zorientuje się który z pacjentów jest faktycznie chory, a który to symulant!


Rosenhan przyjął wyzwanie i umówił się ze wspomnianymi psychiatrami, że w ciągu najbliższych trzech miesięcy do ich klinik trafią wytypowani przez niego "podrabiani" pacjenci. I faktycznie – w tym okresie personel był szczególnie uwrażliwiony na zgłaszające się osoby. Ze 193 nowych pacjentów, 41 podejrzewano o symulowanie chorób, a co do 19 lekarze byli wręcz pewni, że są to podstawieni przez Rosenhana oszuści.
W tym momencie nastąpił prawdziwy zwrot akcji. Okazało się bowiem, że badacz postanowił nie wywiązać się ze swojej umowy i sprawę zupełnie olał. Do szpitali nie trafił żaden z jego ludzi.

https://vader.joemonster.org/upload/rbx/164690859b7d99a1_1_.mp4

Badacz tak podsumował swoje doświadczenie:

„Jasne jest, że nie możemy odróżnić osób zdrowych, od szalonych w szpitalach psychiatrycznych. (…) A co możemy powiedzieć o tych 19 pacjentach, których psychiatrzy i personel szpitalny uznał za zdrowych? Nie ma żadnego sposobu na sprawdzenie tego. Jedno jest jednak pewne – żadna procedura diagnostyczna, która niesie za sobą tak potężne błędy nie może być uznana za wiarygodną.”


W eksperymencie Rosenhana jest jednak i drugie, dość przerażające, dno. Wróćmy jeszcze na chwilę do pierwszej części doświadczenia – tej, w której do szpitala trafiło osiem całkiem zdrowych osób uznanych przez lekarzy za chorych psychicznie. Żaden z członków personelu nie miał co do tego absolutnie żadnych wątpliwości. Mieli je natomiast… prawdziwi pacjenci klinik! Okazuje się, że 35 na 188 chorych przebywających w szpitalu razem z przysłanymi przez Rosenhana symulantami podejrzewało, że ci jedynie udają swoje zaburzenia.
„Ty nie jesteś szalony. Jesteś dziennikarzem, albo jakimś profesorem. Robisz jakieś doświadczenie w tym szpitalu.” - twierdzili „wariaci” obserwując nowych kuracjuszy „kompulsywnie robiących notatki”.


Wygląda więc na to, że najbliższą prawdy diagnozą mogli pochwalić się chorzy psychicznie pacjenci, a nie najlepsi specjaliści z dziedziny psychiatrii!

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
3

Oglądany: 61489x | Komentarzy: 41 | Okejek: 277 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało