Szukaj Pokaż menu

15 ciekawostek, o których nie powiedzą ci podczas edukacji seksualnej w szkole

92 504  
628   58  
Zgadzamy się, że kilka najważniejszych rzeczy dowiesz się i na lekcjach. Kilka podpowiedzą ci rodzice, większość dośpiewają koledzy i koleżanki. Najciekawsze sekrety zdradzamy jednak na naszej stronce, bo Joe bawi i uczy jednocześnie...

Ludzie, którzy mieli bardzo zły dzień - A teraz pokażę sztuczkę z szybkim zdejmowaniem spódnicy

48 414  
402   52  
I kolejne spotkanie z ludźmi, na których los się uwziął.

Jak krótka jest dzisiaj droga rosyjskiego cywila od codziennego życia do frontu i śmierci lub niewoli

59 047  
454   106  
Mikołaj Susujew pisze: Wczoraj znany ukraiński youtuber Wołodymir Zołkin, który za zgodą ukraińskich służb nagrywa wywiady z rosyjskimi jeńcami i publikuje je w internecie, opublikował bardzo ciekawą rozmowę. Kilka dni temu przeprowadził rozmowę z rosyjskim żołnierzem z mobilizacji, który już zdążył zostać powołanym do wojska, trafić w środek najbardziej gorących walk i wylądować w roli jeńca w rękach ukraińskich.


Ta historia jest warta obejrzenia i wysłuchania, bo daje zadziwiający obraz tego, jak krótka jest w tej chwili droga rosyjskiego cywila od codziennego życia do frontu i śmierci lub niewoli. Dosłownie kilka dni. Oczywiście tak nie jest z każdym zmobilizowanym. Oczywiście któryś z nich trafi też do nowo formowanych jednostek i dostanie aż kilka tygodni szkoleń, ale jako że zła dla Rosjan sytuacja na froncie wymaga natychmiastowej reakcji, to tysiące tych zmobilizowanych z życia cywilnego ludzi trafi na front podobnie jak nasz bohater, bardzo szybko. I w miarę tego, jak sytuacja będzie się pogarszać, tych ludzi na froncie będzie jeszcze więcej. Zdając sobie sprawę, że wielu z was nie zrozumie wywiadu w języku rosyjskim, przetłumaczę w skrócie całą historię rosyjskiego żołnierza Czebotariowa Jegora Sergejewicza.

Po kolei.


- Jegor pracował w fabryce produkującej żywność dla dzieci. Przy komputerze w biurze. Projektował grafikę w Photoshopie i wideo w Adobe Premiere. Ma 28 lat. Odbył służbę zasadniczą 9 lat temu. Ważne jest, że podczas służby zasadniczej najpierw odbył bardzo krótkie szkolenie na stanowisko celowniczego bojowego wozu piechoty BWP-2 (z jego słów wynika, że kilka dni), ale większość okresu służby spędził pomagając z pracą biurową w swojej jednostce.

- Zmobilizowano go 22 września, czyli następnego dnia po ogłoszeniu mobilizacji. Przedstawiciele komisariatu udali się bezpośrednio do jego fabryki, gdzie z pomocą pracownika wydziału kadr dopilnowali, żeby Jegor odebrał i podpisał wezwanie. Stawić się na komisariacie miał natychmiast. Przy czym naiwnie zakładał, że badanie medyczne, które w takich wypadkach musi zostać standardowo przeprowadzone na komisariacie, zwolni go z obowiązku służby ze względu na poważne problemy ze zdrowiem, takie jak niedawno zdiagnozowane choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa i torbiel pajęczynówki w mózgu, która powoduje skurcz mięśni w rękach.

https://www.youtube.com/watch?v=EDgkbj6_iUw
- Po dwóch dniach transportowania z jednego miejsca do drugiego Jegor z kolegami trafił do obwodu rosyjskiego, przy granicy z Ukrainą, gdzie odbyła się segregacja zmobilizowanych według ich specjalizacji. Nasz bohater trafił razem z grupą takich samych jak on do grupy nazwanej umownie „załogi dla BWP”, która łącznie liczyła 30 osób, po 3 żołnierzy na 10 wozów BWP-2. Już kolejnego dnia cała grupa została wysłana w rejon miasta Swatowe w okupowanej części obwodu ługańskiego Ukrainy. Oczywiście ich stanu zdrowia nikt nie sprawdzał. Całą grupę formalnie przypisano do 252 pułku pancernego. Na miejscu grupie wydano wozy. Po raz pierwszy i ostatni w tym momencie zobaczyli dowódcę jednostki w randze pułkownika, którego imienia zresztą do dziś nie znają.

- Grupa nie miała w swoich szeregach zawodowych oficerów i nikt nie kierował procesem formowania załóg. Sami się rozdzielili i sami sobie wybrali dowódców każdego wozu. Wszystkie wozy BWP-2, które dostała grupa, pochodziły z tych uszkodzonych wcześniej podczas boju i naprawionych. Przy tym wszystkie 10 miało poważne wady. Przykładowo w żadnym nie pracowała łączność. W BWP naszego bohatera w dodatku do niedziałającej łączności zewnętrznej nie było również łączności wewnętrznej.

- 26 września cała grupa była już pod miejscowością Swatowe i dalej w swoich wozach wyruszyła w stronę frontu. W strefie oddalonej na ok. 10 km od frontu grupę rozdzielono na kilka mniejszych i tam dodano do nich piechotę złożoną z takich samych zmobilizowanych kilka dni temu Rosjan. Całym procesem kierował anonimowy dowódca batalionu, który tak samo jak i poprzedni pułkownik pojawił się i zniknął. Nikt z żołnierzy nie znał ani jego imienia, ani rangi. Jedynym oficerem w całej tej sformowanej grupie kilku BWP z dodaną piechotą był porucznik. Tak samo zmobilizowany... z tym że on nie odbył nawet służby zasadniczej, a swój stopień zdobył podczas kursów na uczelni wyższej.

- Dzień później nasza grupa „piechoty zmechanizowanej” wyruszyła w najbardziej gorące miejsce na tym odcinku frontu – czyli wioskę Zariczne atakowaną z trzech stron przez armię ukraińską. To jest ta wioska, w której domykało się okrążenie rosyjskiego zgrupowania pod Łymaniem. 30 września zaczęła się bitwa bezpośrednio w Zaricznym. Od miejscowego podporucznika, który dowodził jakąś grupą żołnierzy bezpośrednio w Zaricznym, nasza grupa zmechu dostała polecenie przygotować się do osłony wycofującej się pod ogniem grupy z Łymania. Ponieważ łączności nie było, wskazał im, co mają robić przed bitwą. Nakazał grupie obserwować jego transporter opancerzony i jak tylko zaobserwują, że sam podporucznik zaczyna wiać z tej pozycji, mają podążać za nim. Zaczął się bój. Podoficer kierujący bojem w warunkach braku łączności wysłał łącznikowego, który przekazał ustne polecenie, aby otworzyć ogień we wskazanym kierunku. Pierwsza próba oddania strzału skończyła się zacięciem działka. Wóz okazał się bezużyteczny.

- W związku z problemem z działem nasza grupa próbuje poinformować o tym kierującego bojem podporucznika, po czym okazuje się, że jego transporter już zwiał i zostawił ich samych. Cała grupa w związku z tą sytuacją zdecydowała się wycofywać. Pod ogniem krążyli ulicami Zaricznego nie mając ani map, ani nie znając terenu. Po jakimś czasie udało im się znaleźć drogę wyjazdową z wioski. Jedynym oficerem, który został z grupą, był już wspomniany wcześniej 24-letni porucznik bez doświadczenia nawet służby zasadniczej w wojsku. Ten właśnie próbował kierować odwrotem naszej grupy zmechu.

- Na obrzeżach wsi grupa trafia na rozbitą rosyjską kolumnę i próbując objechać palące się wozy i auta, trafia w zasadzkę ukraińską. BWP naszego bohatera zjeżdża w rów przy drodze. Piechota i załoga uciekają pieszo, porzucając wóz. Wszyscy się gubią i rozpraszają pod ogniem ukraińskim. Nasz bohater zostaje w pobliskim lasku sam. Spędza tam jeszcze pół dnia i noc. Marznie, próbuje spać, pije wodę z kałuży, trafia pod ostrzał, po czym idzie w nieznanym kierunku, szukając sposobu, aby się poddać. Trafia na grupę czterech ukraińskich żołnierzy koło nieznanej wioski i... można by było powiedzieć, że składa broń, gdyby ją miał. A tak to po prostu podnosi ręce.

Koniec.

I jeżeli ktoś jeszcze nie zrozumiał – to była historia żołnierza, który był właśnie wśród tych z odwodów wysłanych przez Rosję do utrzymania albo osłony wycofania się rosyjskich wojsk z Łymania. Żeby mi nikt nie pisał, że jest to jakaś propaganda. Obiektywnie oczywiście nie oznacza to, że wszyscy zmobilizowani w taki sam sposób trafią na front. Ktoś będzie szkolony. Z tym że w rzeczywistości oddział po kilku tygodniach szkoleń niewiele tak naprawdę będzie się różnił w bitwie od tego, który widzimy w tej historii wyżej. Zbudowanie od podstaw nowych jednostek i związków operacyjnych wymaga długich miesięcy. Tak samo ta sytuacja nie oznacza, że wszyscy w tych rosyjskich oddziałach pod Łymaniem walczyli podobnie do tych zmobilizowanych. Oczywiście, że nie. Ale ta historia na pewno dotyczy w tej chwili już tysięcy Rosjan rzuconych w ten sam sposób pod Swatowe i Chersoń i to jest dobra ilustracja tego, jaki jest stosunek rosyjskiego dowództwa do swoich nowych żołnierzy.

* * * *

Jeśli doceniacie pisanie Mikołaja Susujewa, możecie go śledzić na Facebooku FB/Frontiersman oraz wspierać na Patronite.pl/Frontiersman

454
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli bardzo zły dzień - A teraz pokażę sztuczkę z szybkim zdejmowaniem spódnicy
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Liczniki i kokpity w samochodach, które wyprzedziły swoje czasy
Przejdź do artykułu Po to pracujemy na zwłokach, żeby uniknąć błędów na sali operacyjnej
Przejdź do artykułu Idioci są wśród nas IV
Przejdź do artykułu „Pamiętam czasy dżinsu i benzyny” - nasz człowiek, który genialnie wymachuje kijem - ciąg dalszy
Przejdź do artykułu Historia milionerki, która nie opuszczała pokoju hotelowego
Przejdź do artykułu Nasz człowiek, który genialnie wymachuje kijem na świecie i w TVN
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Piekło mężczyzn, czyli co jest najgorsze w byciu facetem
Przejdź do artykułu Jedni hodują chomiki, inni - jadowite ptaszniki - oto Wojtek z Venomous Art i jego "arachnofobiczna" zajawka

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą