Szukaj Pokaż menu

Przegrali, ale po meczu walki – najlepsze memy z meczu Polska – Francja

66 126  
406   103  
To miał być jednostronny mecz – francuski walec miał zmiażdżyć Polaków i bezlitośnie się po nich przejechać. Tymczasem szybko się okazało, że nie będzie ani lekko, ani łatwo, ani przyjemnie. Ale od początku.

Memy, które przyniosą ci odrobinę uśmiechu II

53 278  
381   46  
Są kolejne memy, to jest kolejna część. Jedziemy z koksem.

Jak to cycków się naoglądałem z Beatą. Część druga

61 320  
386   31  
Love parade w klubie „Błękitna Ostryga”.

Dojechaliśmy do celu, mojego hotelu. Mój hotel był mój, zaś dziewczyny miały rzekomo zarezerwowane kimanie u ciotki Beaty, która mieszkała w Zielonej Górze. Ja, jak to ja, wszystko zaplanowałem: wziąłem ciuchy na zmianę, kasę na ekstra wydatki, trzypak prezerwatyw (przeterminował się w roku 2001), dwie karty TP z impulsami 50 i 100 na wszelki wypadek oraz spisałem numer do pomocy drogowej (trzy numery) z książki telefonicznej. Pragmatyzm od zawsze był moją wadą. Bo ja to ja i ja o siebie dbam. Ale tego dnia (i wieczoru) miałem dbać o dwie panny. Panny napalone, panny chętne i pijane.

Zanim jednak wieczór nastał, zanim usta moczyłem w alkoholu, nadarzyła się pewna rzecz lub, jak to mawiają, pewna sekwencja wydarzeń.
Wchodzę do lobby hotelu z dziewczynami. Zostawiam dowód osobisty u pani recepcjonistki, ona natomiast pyta o koleżanki. Tutaj nie ma żadnych „ale” i melduję się ja. Koleżanki mają „meldunek” u ciotki Beaty. Jak już dopełniłem obowiązków – a była to godzina czternasta zero zero – idę do Beaty i dopytuję o szczegóły imprezy.

W tym miejscu, po raz pierwszy, okazuje się, że życie to nie bajka. A Beata jest blondynką wartą księcia... saudyjskiego.
Rozpoczyna się dość osobliwy dialog pomiędzy mua a Beti (Be):

– Dobra, mów gdzie i jak idziemy! – mówię ja, ponieważ jesteśmy już na miejscu i czekam z niecierpliwością na detale.

Beata jest ciut napruta... najebana i łączy wątki. Chwilę jej zajmuje zakumanie, że jest w hotelu.

– Nooooo, wiesz... jest impreza... siuuuu, bawimy się...
– Wszystko rozumiem, Be, ale gdzie ta impreza?
– Uuu, noooo, tego....
– Konkrety, Be, konkrety! – próbuję coś z niej wykrzesać. Ja jestem trzeźwy, ona bardzo, bardzo nie.
– Eeee, no, tutaj, jest klub, Błękitna Ostryga, i tam mamy się spotkać...

Kurwa. SERIO?
Dopytuję Beatę, ale powtarza Błękitną Ostrygę ze trzy razy. Olewam Beti i idę do Żelki, która jakby bardziej kontaktuje.

– Ale Stefan, co jest? – Żelka staje murem za Beti i mnie widzi jako wroga. W sensie, że ukrócę jej zabawę.
– Marta, ty mów, gdzie jest ta impreza.
– Nie wiem... Nie, nie wiem.
– Jak to, kurka, nie wiesz?
– Nie wiem, Becik ma numer. Becik... ma numer – mówi i czka.


Widzę jednak, że kontaktuje.
W końcu wyciąga serwetkę czy coś takiego z numerem. Kierunkowy się zgadza w te rejony.
Idę do budki telefonicznej. Dzwonię.
Odbiera facet.
Przedstawiam się z imienia i nazwiska, mówię też, że na imprezy przyjechały dwie panny.
Rozmówca rozłącza się i następuje cisza.
Idę do Beti.

– Be, co to wszystko jest? Jaka impreza? Gdzie? – próbuję zrozumieć sytuację.

Beata, całkiem nawalona, zlepiona w pół jak animek, mówi:

– Tuuuu, tutaj jest impreza... idziemy zaraz...
Ja byłem akurat trzeźwy:
– W Błękitnej Ostrydze?!
– Noooooo...

Wziąłem Żelkę na stronę, bo ona akurat się jakoś trzymała.
Po krótkiej rozmowie wyszło na jaw, że te dwie blondynki są głupsze niż ustawa przewiduje: poznały tydzień wcześniej blond DJ-a, który ponoć prowadził imprezy na Love Parade w Berlinie, a teraz prowadzi je w Zielonej Górze. Dziewczyny, jak już zdołałem ustalić, poleciały w ciemno za opowiastką, ja z nimi i zrobił się kwas. Kwas o tyle gorszy, że faktycznie zostałem z dwiema dziewczynami: ja trzeźwy, one naj... wstawione dość mocno. Telefon, który wykonałem, był (jak się okazało kilka dni później) do zakładu ksero, bo ten DJ zostawił go dla żartów.

No, co ważne: DJ przekazał im super info, że impreza jest w klubie Błękitna Ostryga.
W Zielonej Górze nie było takiego klubu. Nigdzie go nie było – ale tego raczej się domyślacie.
Co dalej? Ano to, że trzeba ustalić segment „Co ja robię tu, uuuuu / Co ty tutaj robisz?! Uuuu”.
Dziewczyny zamulały już konkretnie i nie dało się ukryć, że zaliczają zgona. W barze hotelowym zamówiłem kilka różnych flaszek i pod pretekstem rozruchu zaprosiłem dziewczyny do pokoju. Musiałem to zrobić (w sensie, zamówić flaszki), żeby te dwie babki mogły tam swobodnie wylądować. Wylądowały i poszły spać – usnęły w przeciągu minuty.

Teraz mogłem zadziałać.
Przyjechałem się bawić i będę się bawić! – określiłem swoją misję oraz cel.
Wyszedłem na miasto i oceniłem, gdzie i jak można tutaj zagrzać miejsce. Były dwa bary (jeden to zajebista mordownia, ale ciekawa), w których można było się rozbić. Na rynku (chyba to był rynek) była też impreza, ale otwarta od wieczora, więc nie wiem, co tam mogło się dziać. Gdy wracałem do hotelu z rekonesansu, napotkałem taksówkarza, który czuwał przed budynkiem w swoim Wartburgu.

Rozmawiałem z nim chwilę: zdradził mi tajniki Zielonej Góry, imprezy, knajpy i takie tam. Wzbogacił moją wiedzę znacząco i bardzo mnie to ucieszyło: miałem, dzięki niemu, plan na wieczór. Bo akurat byłem świadomy, że Love Parade się nie odbędzie, a bawić się chciałem.

Dziewczyny spały do godziny dwudziestej. Zaczęły się ogarniać. Myślałem, że zaczną od jakiegoś jedzenia, ale nie – w termosie był drink, więc zaczęły z grubej rury. Tragedia wisiała na włosku. Ja z kolei dałem im czas na ogarnięcie się – wyszedłem do najbliższego baru.
Mogłem uraczyć się piwem i to właśnie zamierzałem zrobić.

Piję piwo, czuję się wspaniale, ale dostrzegam na końcu kontuaru kobietę, która zerka na mnie nader często.
To i ja zerkam na nią.
Ona zerka na mnie jeszcze bardziej. Zamawiam drugie piwo.
Gdy biorę łyk, ta kobieta (laska jak japi3rdolę) wstaje z krzesła, idzie do mnie i siada na hookerze obok.

– Hej, przystojniaku – zagaja.
– Hej! – odpowiadam z entuzjazmem.
– Co powiesz na pięć dyszek? Możemy się zbawić!
– Od pani, kochana, to bym nawet złotówki nie wziął!


Tutaj tę panią opiszę. Brunetka z długimi włosami, leciutka nadwaga, ale nadal kuszące kształty. Ubrana w skórzaną mini koloru czarnego i top również z tego samego materiału. Z twarzy delikatny pulpecik, ale twarz całkiem atrakcyjna, gdyby nie w ciul mocny makijaż. Rzęsy miała zapożyczone od Barbie.
Dałem jej kosza. Ona skomentowała to dość ostro, więc wyszedłem z baru i wróciłem do hotelu.

Dziewczyny były gotowe. Teraz musiałem im wytłumaczyć, że nie znajdą żadnego polskiego Love Parade ani Błękitnej Ostrygi. Przyjęły to na smutno: Żelka jakby z ulgą, Beata miała widocznego focha.
Ponieważ ja naprawdę chciałem się bawić, wyszedłem z hotelu (dając znać dziewczynom, gdzie się wybieram).

W tej chwili cała sytuacja wymyka się spod kontroli. Nie żebym ją jakoś specjalnie miał, ale w chwili, gdy wszedłem do baru, gdzie pewna pani oferowała mi pięćdziesiąt złotych za pewne usługi (ha, ha, ha!), straciłem całkowicie panowanie nad tym, co się dzieje.
Po pierwsze: wróciłem do baru, usiadłem przy kontuarze i pani w czarnej miniówie znów się dosiadła. Wyjaśniła jak tępemu, że te pięć dych ja mam jej zapłacić. Nie zrozumiała żaluzji. Po drugie, doceniłem szczerość i wdzięki (miała dwa duże wdzięki) i poinformowałem ją, że jestem tutaj z dwoma dziewczynami, które szukają imprezy.
Odpowiedziała:

– Cokolwiek tutaj przywiozłeś, nie równa się ze mną! Kochaniutki, takich cudów jak ja robię, to sobie nie wyobrażasz!

Czy coś w tym stylu.
Cokolwiek miałem sobie wyobrazić i/lub chciałem, przerwało wejście Beaty i Żelki.
Dziewczyny się wystroiły jak japi3rdolę. Żelka miała czarną, cekinową sukienkę, co sięgała ledwo jej dupy. Dupy specjalnie nie miała, a i chuda była, ale wyglądała całkiem, całkiem: dokarmić trzeba, ale ujdzie. Beata ubrała białą kieckę, ciasną jak... bardzo ciasną, że jej opalone na solce ciało kontrastowało z tym kolorem. Do tego Beata miała figurę (jak już wspomniałem) zajebistą pod każdym względem.

Jak weszły, podeszły do mnie. Obie mnie ucałowały (co było bardzo miłe – ale też zaczęło serię niefortunnych zdarzeń).
Pani w czarnej miniówie obejrzała dziewczyny wnikliwie. Potem podeszła do mnie i zapytała, ile im płacę. Tutaj miałem ubaw całkiem spory:

– Ty, może i jesteś przystojny, ale nie uwierzę, że to twoje laski!
– I, co?
– Jesteś alfonsem?

Wbiło mnie to w fotel.

– Mówiłem, że przyjechałem z dwiema dziewczynami – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Dziewczyna dłuższą chwilę milczała. Dopiła swojego drinka (nie wiem, skąd go miała). Ja piłem piwo, a moje dziewczyny udały się w róg lokalu i tam coś spijały.
Po dłuższej chwili Miniówka odezwała się do mnie.

– To jest trójkącik?
– Że ja z nimi, hm?
– No,
– Nie, to koleżanki.
– Ciekawe... – zamyśliła się. – Czyli jesteś wolny?
– Ano, jestem.
– To może pojedziemy do hotelu, ale już bez opłat, co ty na to?


Dopowiedziałem, że hotel mam niedaleko. Zaakceptowałem jej ofertę i wydaliłem się z baru z kobietą w miniówce. Jestem za młody, aby za to płacić, kochana!!!
A może to było, że jestem „za piękny”?
Wpadłem z tą Miniówą do pokoju hotelowego i zaczęły się dziać rzeczy bardzo niejasne...

W poprzednim odcinku

386
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Memy, które przyniosą ci odrobinę uśmiechu II
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Liczniki i kokpity w samochodach, które wyprzedziły swoje czasy
Przejdź do artykułu Dziwne rzeczy, które ludzie mówią pod wpływem narkozy
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu W gorzkim liście nauczycielka opisuje realia pracy w szkole
Przejdź do artykułu Mistrzowie Internetu – Aktywiszcze u lekarza
Przejdź do artykułu MŻJDD.. kochany pies sąsiadki i skuteczni policjanci!
Przejdź do artykułu 15 najdziwniejszych rzeczy, jakie barmani usłyszeli w pracy
Przejdź do artykułu 15 dziwnych obyczajów z całego świata II
Przejdź do artykułu "Raz w pracy miałem klienta..." - najdziwniejsze przypadki naszych czytelników

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą