Kontynujemy niesienie kagańca oświaty dla WszechPolaków. Tematem dzisijszej lekcji będzie Władysław Łokietek
Panowie i Panie, proszę nie wstawać, choć będzie mowa o królu. Władek nie lubił, jak się na niego patrzyło z góry. Pewnie dlatego, że był wzrostu zbliżonego raczej do kota Jarosławowego i chodził w wadze lekko - półśmiesznej. Co więcej, małżonka jego – Jadźka, po nocy poślubnej miała powiedzieć: „ No proszę, trzy stosunki, a błonka wciąż cała.” Praktycznie największe w nim to było to wielkie "W” w imieniu. Dobrze więc, że przynajmniej ambicje Władek miał olbrzymie i wytrwały był.
Bowiem ujmując rzecz najprościej nie miał w życiu z górki. Na plus mu trzeba zapisać, że miał ojca Piasta, piastunkę, księdza z piastorałem, wuja co pijał piwo "Piasta” i dwie piasty w rowerze, a nawet piastował tytuł Księcia – Piasta. Ale, niestety, ze swego zamku w Brześciu mógł obeszczać prawie połowę odziedziczonych posiadłości, co nijak nie zaspokajało jego potrzeb. Posiadał bowiem znacznie szersze horyzonty. Pragnął mianowicie zostać wskrzesicielem państwa polskiego, które tonęło w mrokach rozbicia dzielnicowego i rozpicia ogólnego.
Życie mijało mu wesoło: czasem zdobył sobie jakąś dzielnicę, czasem znów z niej uciekał, często łamał dane słowo, to znów kogoś na łamanko kołem skazał, aż w końcu zadarł z niewłaściwym czarnuchem, Wackiem II. Tak się bowiem nieszczęśliwie złożyło, że Wacek ów, oprócz zmajstrowania swoim wackiem Wacka III zajmował się jeszcze królowaniem w Czechach, tudzież okazyjnie dorabiał sobie na lewo w Polsce. Pewnego piękne dnia powiedział więc Łokietkowi: „Zobacz czy Cię czasem na Węgrzech nie ma” i nasz bohater pojechał.
Po czterech latach byczenia się za granicą wrócił i począł robić porządeczek. Może i by okazał się znów za krótki w uszach, ale Wackom nagle się wygodnie zmarło na ołowice. Władysław mógł więc wreszcie spokojnie kontynuować dzieło życia. Spokojnie, nie licząc problemów z opozycją wewnętrzną, krwiożerczymi Krzyżakami, Brandenburgią, Rusinami i co tam jeszcze wkoło żyło. Jako, że był twardy a nie mientki nie dawał się za często wydymać, a w 1320 koronował się na króla.
Warto jeszcze wiedzieć, że spłodził syna Kazimierza ( ogrodnikowi nic nie udowodnili) i że to właśnie on był pierwszym facetem, który jeździł konno na „zimny łokieć”, a raczej łokietek, bo miał go proporcjonalnego do reszty organów, stąd też ta dziwna ksywka.
Na poprzednich lekcjach...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą