Zwykle nie zaczynał pierwszy, ale tym razem nie mógł inaczej. "Obudź się" - wyszeptał najskromniej jak potrafił, aby tylko przekazać istotę rzeczy. "Co jest?" - dobiegło go mamrotanie. "Łapicki nie żyje" - uzupełnił spokojnie. "A żył w ogóle?" - spytał charczący głos. "Żył, i to jak" - zakończył po chwili pan Kazimierz spod monopolowego. Gdyby Andrzej Łapicki słyszał tę rozmowę, prawdopodobnie w ostatnią drogę wybrałby się autobusem ubrany w elegancki garnitur; na końcowej stacji potknąłby się o stopień - jak to zrobił wiele lat temu - i wpadłby do kałuży. U bram niebieskich zebrałby się wtedy tłum wokół znanej skądś twarzy przystojniaka, a ów przystojniak wstałby, otrzepałby ubranie i rzekł: "A co się państwo tak patrzycie, ja zawsze tak wychodzę".
Czyż to nie byłoby piękne salto?
Czytaj dalej >>
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą