Ech... muszę Wam coś wyznać. Powiem szczerze, że przez ostatnie parę lat czułem się stłamszony w internecie. Na każdy racjonalny argument było wylewane na mnie wiadro pomyj - byłem już nazywany zdrajcą, komuchem, antypolskim śmieciem, zagranicznym agentem siejącym propagandę itd. Nie chcę mi się trochę wierzyć w to, że zakładane są fejkowe konta, nie znoszę takich teorii spiskowych dziejów. Myślę, że jest to spowodowane raczej naturalnym, polskim, niezrozumieniem istoty demokracji - ustroju polegającego na równowadze oraz dialogu i kompromisach oraz faktem, że tutaj najwięcej krzyczą raczej ci, którzy najmniej powinni mieć do powiedzenia.
Ale ostatnio przeraził mnie jeden fakt, że przez te hektolitry pomyj jakimi dostałem po mordzie przez to, iż zamiast siedzieć cicho wolałem posprzeczać się w internecie, zauważyłem bardzo niepokojącą rzecz. Teraz, kiedy ktoś mnie nazywa "patriotą" lub "prawdziwym Polakiem" traktuję to jako obelgę, a kiedy słyszę "komuch" i "zdrajca", to wiem, iż to ja mam rację... czuję wtedy dumę. Śpiewanie hymnu, godło i barwy narodowe zostały zawłaszczone przez bandę... ludzi... którzy nie potrafią słuchać, rozmawiać, a czasami nawet miałem wrażenie, że także myśleć. Dyskusję prowadzone z tymi osobnikami były bardzo podobne do moich batalii z antyszczepionkowcami (którym wypowiedziałem osobistą wojnę). Zacząłem czuć odrazę do tych barw i do pieśni patriotycznych. Zaczęły mi się bowiem kojarzyć z konkretnym środowiskiem - osobników nazywających wszystkimi komuchami, którzy z komunizmem są zżyci bardziej niż Gomułka albo narodowo-socjalistycznym szambem. Niejeden raz przeczytałem na swój temat, że miejsce dla takich jak ja jest na stryczku.
Przez całe swoje życie kochałem ten kraj szczególnie, że wiem iż moi przodkowie dodali swoją cegiełkę lub dwie w budowaniu raczkującej polskiej demokracji. Zawsze sumiennie płaciłem podatki, wspierałem licznie fundacje, czytałem pokaźną literaturę historyczną, by móc przekazać swoim (przyszłym?) dzieciom jak najlepszą oraz rzetelną wiedzę na temat tego kraju. Mimo, że trudno tu rozwinąć się naukowo, to mimo znajomości innego języka nawet mi nie przyszło do głowy by się wyprowadzić. Nie ominąłem żadnych wyborów w swoim życiu. W szpitalu pomagam każdemu. Nie pytam się o to skąd jest, kim jest, od kogo jest. Jak to się więc stało, że teraz słowo "zdrajca" skierowane w moją stronę napawa mnie dumą? Jak sobie to uświadomiłem, to ogarnęła mnie jakaś taka melancholia. Mimo swojej miłości do Polski czuję się tu... obcy i niechciany. A ta sprawa z sądami tylko jeszcze bardziej mnie dobiła. Jestem teraz kanalią i zdradziecką mordą, nikim więcej.
Już swoją świeczkę postawiłem, ale to tylko płomyk - symbol, który nic nie znaczy.
Ale ostatnio przeraził mnie jeden fakt, że przez te hektolitry pomyj jakimi dostałem po mordzie przez to, iż zamiast siedzieć cicho wolałem posprzeczać się w internecie, zauważyłem bardzo niepokojącą rzecz. Teraz, kiedy ktoś mnie nazywa "patriotą" lub "prawdziwym Polakiem" traktuję to jako obelgę, a kiedy słyszę "komuch" i "zdrajca", to wiem, iż to ja mam rację... czuję wtedy dumę. Śpiewanie hymnu, godło i barwy narodowe zostały zawłaszczone przez bandę... ludzi... którzy nie potrafią słuchać, rozmawiać, a czasami nawet miałem wrażenie, że także myśleć. Dyskusję prowadzone z tymi osobnikami były bardzo podobne do moich batalii z antyszczepionkowcami (którym wypowiedziałem osobistą wojnę). Zacząłem czuć odrazę do tych barw i do pieśni patriotycznych. Zaczęły mi się bowiem kojarzyć z konkretnym środowiskiem - osobników nazywających wszystkimi komuchami, którzy z komunizmem są zżyci bardziej niż Gomułka albo narodowo-socjalistycznym szambem. Niejeden raz przeczytałem na swój temat, że miejsce dla takich jak ja jest na stryczku.
Przez całe swoje życie kochałem ten kraj szczególnie, że wiem iż moi przodkowie dodali swoją cegiełkę lub dwie w budowaniu raczkującej polskiej demokracji. Zawsze sumiennie płaciłem podatki, wspierałem licznie fundacje, czytałem pokaźną literaturę historyczną, by móc przekazać swoim (przyszłym?) dzieciom jak najlepszą oraz rzetelną wiedzę na temat tego kraju. Mimo, że trudno tu rozwinąć się naukowo, to mimo znajomości innego języka nawet mi nie przyszło do głowy by się wyprowadzić. Nie ominąłem żadnych wyborów w swoim życiu. W szpitalu pomagam każdemu. Nie pytam się o to skąd jest, kim jest, od kogo jest. Jak to się więc stało, że teraz słowo "zdrajca" skierowane w moją stronę napawa mnie dumą? Jak sobie to uświadomiłem, to ogarnęła mnie jakaś taka melancholia. Mimo swojej miłości do Polski czuję się tu... obcy i niechciany. A ta sprawa z sądami tylko jeszcze bardziej mnie dobiła. Jestem teraz kanalią i zdradziecką mordą, nikim więcej.
Już swoją świeczkę postawiłem, ale to tylko płomyk - symbol, który nic nie znaczy.