„Po całym dniu lotów zaczęliśmy przygotowywać się do święta – opowiada pułkownik 148. Pułku Kaspijskiego, prosząc o niepodawanie nazwiska. – Choinkę zdobimy, stół nakrywamy, szampana tylko brakuje. Aż tu o ósmej wieczorem przychodzi rozkaz, żeby całym zastępem lecieć do Machaczkały. Tam nam wyjaśniają, że mamy dostarczyć do Gudermesu pełniącego obowiązki prezydenta z żoną i artystami. Ależ robótka… Przecież nasze maszyny nie są przystosowane do przewozu pasażerów, tym bardziej takich! Cóż robić, coś tam podmietliśmy, kurz strzepnęliśmy, siedzenia przetarliśmy na wszelki wypadek i akurat goście się pojawili. Mnie przypadł Putin z małżonką i ochroną, artyści mieli polecieć z kolegą. Towarzyszyły nam bojowe MI.
Gdy tylko się wznieśliśmy, otoczyło nas mleko. Tak na Kaukazie bywa, z minuty na minutę mgła choć oko wykol. Samoloty bojowe odprawiłem od razu z powrotem. Ładna historia – myślę – bez osłony, nocą, nad terenem walk, w absolutnej mgle leci głowa państwa nie tylko z żoną, lecz także z walizeczką jądrową. I ja za to wszystko odpowiadam. Dolatuję do Gudermesu, a tam nie widać nic. Ani sygnału, ani płomyczka – gdzie lądować? Melduję ochronie, że wracamy do Machaczkały, bo ryzykować nie mam prawa. A tu do kabiny stuka jakiś generał i oznajmia, że Putin każe lądować w Gudermesie. No, to drugi raz zataczam koło i dalej nic nie widzę.
Melduję pasażerom, że jesteśmy zmuszeni zawracać. Na to przez generała oznajmiają mi ponowny rozkaz Putina: »Lądować!«. Odpowiadam: »Na pokładzie dowódcą jestem ja, i ja lepiej wiem – lądować czy nie lądować«. Po chwili generał wraca i znowu: »Putin nalega na wypełnienie rozkazu«.
Na to drugi pilot zdejmuje hełm i posyła w kierunku pasażerów potężna wiązankę, wyjaśniając, że sam Pan Bóg by tu nie lądował. To wyczerpujące wyjaśnienie doleciało chyba gdzie trzeba, bo więcej rozkazu nie powtórzono. Patrzę na zegar i widzę, że Nowy Rok będziemy witać na wysokościach, o czym podróżnych zawiadamiam.
Proszą, żeby im włączyć światło. Hmm… Tylko tyle? Jakby to był autobus albo choinka w girlandach. Doprawdy aż się rumienię ze wstydu, w jakich to warunkach będzie witać taką wspaniałą datę głowa państwa. Ale cóż poradzę? Oświetlenia nie przewidziano. A tu nowe utrapienie: na minuty przed wybiciem północy wyjaśnia się, że moi pasażerowie mają szampana, ale nie mają szklanek. Czuję, jak włosy pod hełmem stają mi dęba: kryształowych kielichów na pokładzie też nie przewidziano. Drugi pilot wygrzebał ze schowka dwie plastikowe szklaneczki, niestety nie sterylnie czyste.
Jak się to skończyło? Tuż przed Machaczkałą przekazano nam do kabiny butelkę szampana z wyrazami wdzięczności od Władimira Władimirowicza”.
Cytaty za: K. Kurczab-Redlich, Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina, Warszawa, 2016, s. 371-373.
Gdy tylko się wznieśliśmy, otoczyło nas mleko. Tak na Kaukazie bywa, z minuty na minutę mgła choć oko wykol. Samoloty bojowe odprawiłem od razu z powrotem. Ładna historia – myślę – bez osłony, nocą, nad terenem walk, w absolutnej mgle leci głowa państwa nie tylko z żoną, lecz także z walizeczką jądrową. I ja za to wszystko odpowiadam. Dolatuję do Gudermesu, a tam nie widać nic. Ani sygnału, ani płomyczka – gdzie lądować? Melduję ochronie, że wracamy do Machaczkały, bo ryzykować nie mam prawa. A tu do kabiny stuka jakiś generał i oznajmia, że Putin każe lądować w Gudermesie. No, to drugi raz zataczam koło i dalej nic nie widzę.
Melduję pasażerom, że jesteśmy zmuszeni zawracać. Na to przez generała oznajmiają mi ponowny rozkaz Putina: »Lądować!«. Odpowiadam: »Na pokładzie dowódcą jestem ja, i ja lepiej wiem – lądować czy nie lądować«. Po chwili generał wraca i znowu: »Putin nalega na wypełnienie rozkazu«.
Na to drugi pilot zdejmuje hełm i posyła w kierunku pasażerów potężna wiązankę, wyjaśniając, że sam Pan Bóg by tu nie lądował. To wyczerpujące wyjaśnienie doleciało chyba gdzie trzeba, bo więcej rozkazu nie powtórzono. Patrzę na zegar i widzę, że Nowy Rok będziemy witać na wysokościach, o czym podróżnych zawiadamiam.
Proszą, żeby im włączyć światło. Hmm… Tylko tyle? Jakby to był autobus albo choinka w girlandach. Doprawdy aż się rumienię ze wstydu, w jakich to warunkach będzie witać taką wspaniałą datę głowa państwa. Ale cóż poradzę? Oświetlenia nie przewidziano. A tu nowe utrapienie: na minuty przed wybiciem północy wyjaśnia się, że moi pasażerowie mają szampana, ale nie mają szklanek. Czuję, jak włosy pod hełmem stają mi dęba: kryształowych kielichów na pokładzie też nie przewidziano. Drugi pilot wygrzebał ze schowka dwie plastikowe szklaneczki, niestety nie sterylnie czyste.
Jak się to skończyło? Tuż przed Machaczkałą przekazano nam do kabiny butelkę szampana z wyrazami wdzięczności od Władimira Władimirowicza”.
Cytaty za: K. Kurczab-Redlich, Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina, Warszawa, 2016, s. 371-373.
--
Próżnoś repliki się spodziewał. Nie dam ci prztyczka ani klapsa. Nie powiem nawet:"Pies cię j...ł"- Bo to mezalians byłby dla psa