Autobusem jadę sobie do roboty. Dzień jak co dzień. Jedyna nowość wśród stałych ryjów, to pewien jegomość, który z samego już paszczydła wygląda na człeka z grupy "mam cię w dupie".
Dwa przystanki dalej dosiada się Prience. Czarniawy jak poborca podatków, zarost głowowy ufryzowany, wąsik nad górną wargą lśni brylantyną, bądź rozmąconym jajem. Jedyne co go od Prienca odróżniało to waga. Tego utytego Prienca najwyraźniej pokąsały również trzmiele, albo nawet kuguary, bo posturą przypominał krzyżówkę w stylu Hegemon i baleron.
MamCięWDupie zerkną niespokojnie na baleronowatego Prienca, tymczasem Prience rozsiadł się wygodnie i przystąpił do procesu zwanego pielęgnacją. Poślinił ukradkiem dwa serdelkowate paluchy i z gracją gazeli przejechał sobie po brwiach. Następnie wydobył pudełko ze wspomnianym rozmąconym jajem (lub innym jaję przypominającym specyfikiem) i rozpoczął pomadowanie przepięknych wąsików.
MamCięWDupie widać to było, przeżywał katusze, już to blednąc, to czerwieniejąc na swej poszarzałej od niedogolonego zarostu twarzy. W tym samym czasie Prience wydobył z baleronowej osłonki (kurtki) najnowszego Samsunga Galaxy pińcset i jebnął sobie focię, aby sprawdzić czy wąs świeci z odpowiednią wartością lumenów i czy głowowe włosie mieści się w szeroko pojętych estetyczych granicach. Prience będąc nie do końca kontent zacmokał.
Tego MamCięWDupie już najwyraźniej zdzierżyć nie mógł:
- Ej! Kochanieńki! - rzucił niedbale.
Prience spojrzał na niego wyrwany z procesu lekko nieprzytomnie:
- E?
- Choćbyś nie wiem jak się starał i tak pozostaniesz czarny.
Miny pasażerów i Prienca? Priceless!
Dwa przystanki dalej dosiada się Prience. Czarniawy jak poborca podatków, zarost głowowy ufryzowany, wąsik nad górną wargą lśni brylantyną, bądź rozmąconym jajem. Jedyne co go od Prienca odróżniało to waga. Tego utytego Prienca najwyraźniej pokąsały również trzmiele, albo nawet kuguary, bo posturą przypominał krzyżówkę w stylu Hegemon i baleron.
MamCięWDupie zerkną niespokojnie na baleronowatego Prienca, tymczasem Prience rozsiadł się wygodnie i przystąpił do procesu zwanego pielęgnacją. Poślinił ukradkiem dwa serdelkowate paluchy i z gracją gazeli przejechał sobie po brwiach. Następnie wydobył pudełko ze wspomnianym rozmąconym jajem (lub innym jaję przypominającym specyfikiem) i rozpoczął pomadowanie przepięknych wąsików.
MamCięWDupie widać to było, przeżywał katusze, już to blednąc, to czerwieniejąc na swej poszarzałej od niedogolonego zarostu twarzy. W tym samym czasie Prience wydobył z baleronowej osłonki (kurtki) najnowszego Samsunga Galaxy pińcset i jebnął sobie focię, aby sprawdzić czy wąs świeci z odpowiednią wartością lumenów i czy głowowe włosie mieści się w szeroko pojętych estetyczych granicach. Prience będąc nie do końca kontent zacmokał.
Tego MamCięWDupie już najwyraźniej zdzierżyć nie mógł:
- Ej! Kochanieńki! - rzucił niedbale.
Prience spojrzał na niego wyrwany z procesu lekko nieprzytomnie:
- E?
- Choćbyś nie wiem jak się starał i tak pozostaniesz czarny.
Miny pasażerów i Prienca? Priceless!
--
Darmowe cycuszki!!! NOM NOM NOM!!!