akademyk to świat innego wymiaru
A teraz chciałem was przestrzec przed książką Grahama Joyce'a "Indygo" stało toto w dziale S-F, z opisu wydawcy
"Indygo to kolor, którego ludzkie oko tak naprawdę nie postrzega, wycinek spektrum dający obietnicę niewidzialności.
Ale Jacka Chambersa, syna naukowca uważanego zarówno za geniusza, jak wariata, poprowadzi do miejsc prawdziwie zdradliwych. Jako wykonawca dziwacznej ostatniej woli ojca, Jack ma do zrealizowania dwa złowieszcze zadania: opublikować tajemniczy manuskrypt Tima Chambersa pod tytułem Niewidzialność: Instrukcja Obsługi Światła, oraz wyśledzić nieznaną kobietę, która odziedziczyła bardziej namacalną część spadku.
Misja Jacka doprowadza go do pojednania z jego przyrodnią siostrą, Louise, teraz dorosłą i wspaniała kobietą. Połączeni wzajemnym przyciąganiem i związanym z nim napięciem, Jack i Louise udają się do Rzymu, gdzie przypominająca sektę grupa stara się posiąść upajające tajemnice ulotnego indygo – i gdzie Jack poznaje jego straszliwe niebezpieczeństwo.
Jednak jest już za późno.."
buuuuuuuullllllllllsssssssshhhhhhhhiiiiiiiiittttttt
Jestem na prawie dwusetnej stronie (książka ma 288), a dotychczas facet w zasadzie rozkminia czy dmuchać swoją przyrodnią siostrę, czy też może lepiej jest kopulować z byłą kochanką ojca.
Tak, całe to indygo, postrzeganie niewidzialności i inne gówna też się przewijają, ale ze skłaniającym do jakiejkolwiek głębszej refleksji s-f nie ma toto nic wspólnego
czwarta z rzędu książka, która wywołuje u mnie "no kurwa", nie mam ostatnio szczęścia do wyborów lektur