Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Dziwne i kontrowersyjne eksperymenty

125 204  
361   18  
Czy obsmarowanie się wymiocinami może przybliżyć człowieka do odkrycia tajemnic wszechświata? Pytanie wydaje się być kuriozalne, ale nasi dzisiejsi bohaterowie udowodnią, że w imię nauki można spróbować wszystkiego.

Wyraz twarzy podczas dekapitacji szczura


Celem tego eksperymentu było sprawdzenie, czy określone emocje wywołują taki sam wyraz twarzy u różnych ludzi. Zdawać by się mogło, że to sprawa dość oczywista dla osób utrzymujących choćby śladowe życie towarzyskie. Jednak świat naukowy nieco się różni od zwyczajnych życiowych obserwacji i aby stwierdzić, że woda jest mokra, trzeba wyciągnąć zero przed nawias i napisać o tym książkę. W tym przypadku za testy wziął się Carney Landis, absolwent psychologii na Uniwersytecie Minnesoty. Doświadczenie przeprowadzono w 1924 roku, a królikami doświadczalnymi byli jego koledzy ze studiów.

Landis najpierw narysował im na twarzach linie, dzięki którym mógł lepiej obserwować ruch mięśni twarzy. Następnie wystawiał ich na działanie różnych czynników, mających na celu wywołać silne emocje i robił zdjęcia ich twarzy. Było to np. wąchanie amoniaku, oglądanie pornografii czy wkładanie ręki do wiadra pełnego oślizgłych żab. Kulminacyjny moment eksperymentu nastąpił wówczas, kiedy podał im na tacy żywego szczura i kazał uciąć mu głowę. Spotkało się to z drastycznie odmiennymi reakcjami - od płaczu po wściekłość.

Okazało się, że ludzie mogą wyrażać te same emocje w najróżniejszy sposób - nie ma uniwersalnej reakcji. Dobra robota, panie Carney...

Lekarz pijący wymiociny



Kiedy ktoś uprze się, aby udowodnić swoją teorię, w czynach może posunąć się naprawdę daleko. Do takich uparciuchów z pewnością można zaliczyć doktora Stubbinsa Ffirtha. Zauważył on, że zarażenia żółtą febrą nasilają się latem i znikają wraz z nadejściem zimy. Na tej podstawie wysnuł (wbrew obiegowej opinii) wniosek, że choroba ta nie jest zakaźna, co postanowił dowieść na sobie w dosyć ekstremalny sposób.

Ffirth starał się jak mógł, aby dopadła go żółta febra: pił wymiociny chorych osób, nacierał się nimi, wprowadzał je do oczu i oblewał nimi małe nacięcia na skórze, a w pewnym momencie urządził sobie z nich saunę.

Wszystko na nic - choróbsko się uparło i za nic nie chciało się z nim bratać. Wydawać by się mogło, że facet dowiódł swojej racji, tymczasem miał po prostu ogromne szczęście. Nie wiedział, że do zarażenia dochodzi zazwyczaj od ukąszenia komara, a co za tym idzie, wirus musi dostać się do układu krwionośnego.

Słoń pod wpływem LSD



Zastanawialiście się kiedyś, jak zachowywałby się słoń pod wpływem LSD? Jeśli tak, to zapewne sami byliście wówczas pod wpływem. Są jednak ludzie, którym za takie przemyślenia płacą. Naukowcy Louis Jolyon West, Chester M. Pierce i Warren D. Thomas postanowili zaaplikować największemu zwierzęciu lądowemu LSD i zobaczyć, co się stanie.

Panowie zdecydowali, że z takim wielkim zwierzęciem nie ma się co patyczkować i podali mu 297 miligramów LSD. Dość powiedzieć, że to 3000 razy większa dawka od tej, jaką zwykle zażywają ludzie. W zasadzie była to największa dawka LSD, jaką kiedykolwiek podano żywej istocie. Tusko (tak miał na imię słoń) zareagował natychmiast, zataczając się i wydając z siebie pełne cierpienia ryki, po czym przewrócił się na bok.

Wystraszeni naukowcy próbowali go jeszcze uratować, podając antydepresanty, ale było już za późno. Fala krytyki, jaka spłynęła na nich, kiedy sprawa wyszła na jaw, była adekwatna do zaaplikowanej dawki narkotyku.
Zakrawającym o ponury żart był wysnuty przez nich wniosek, że "słonie są wrażliwe na LSD i przedawkowanie tej substancji może je zabić".

Widziane oczami kota



W 1999 roku grupa naukowców pod przewodnictwem doktora Yanga Dana, specjalisty od neurobiologii z Uniwersytetu Kalifornii, przeprowadziła ciekawy eksperyment z udziałem kota. Podłączając do komputera część jego mózgu odpowiedzialną za przetwarzanie obrazu, byli w stanie przetworzyć impulsy elektryczne na obraz. Na ekranie ukazał się nieco rozmazany widok z oczu kota.


Pozostaje nam czekać, aż panowie w białych fartuchach okiełznają tę technologię i wykorzystają ją do czegoś pożytecznego. Znając jednak życie, najpierw skorzysta z tego wojsko. Tak więc na podłączenie monitora do głowy i obejrzenie, co wyrabialiśmy na imprezie poprzedniej nocy, musimy jeszcze długo poczekać. Może to i lepiej...

Tętno przed śmiercią



Lekarz więzienny Stephen Besley zapragnął niegdyś zbadać tętno więźniów skazanych na śmierć. Do eksperymentu zgłosił się John Deering, który oczekiwał na egzekucję przez rozstrzelanie.

Do zdarzenia doszło 31 grudnia 1938 roku. John Deering zapalił swojego ostatniego papierosa, usiadł na krześle i pozwolił strażnikowi założyć sobie kaptur na głowę oraz przypiąć do klatki piersiowej tarczę. Następnie do nadgarstków przymocowano czujniki, mające mierzyć jego tętno.

Chwilę później pluton egzekucyjny odesłał skazańca na tamten świat, a jako że eksperyment zaczął się dosłownie na moment przed śmiercią, lekarz dowiedział się tylko jednej rzeczy: John bał się śmierci. Jak widać, nie od razu Rzym zbudowano.



Oglądany: 125204x | Komentarzy: 18 | Okejek: 361 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało